Tereską Trawną byłam zachwycona już po lekturze "Dywanu z wkładką" Bez wahania sięgnęłam po drugi tom cyklu, spodziewając się świetnej zabawy w pochmurne , jesienne dni. I dostałam, to co chciałam, a nawet więcej. Tym razem bowiem do znanych bohaterów dołącza mamusią Tereski, Briżit. Ach, cóż to za osobowość. Jeżeli szaleństwa Tereski i pomysły jej teściowej Miry były zabawne, to postać Briżit i jej słownictwo wbija w fotel. Pani ta, mieszka na co dzień we Francji, tam ma męża Francuza i pracuje w firmie, w której posługuje się zarówno językiem francuskim jak i rosyjskim. W rozmowie, monologach, których często się dopuszcza operuje wszystkimi znanymi językami, uroczo je łącząc.Wychodzi z tego, wierzcie mi niesamowita mieszanka. "...- Trebię! A teraz jedziemy się rozpakować. Nu, Mira dawaj na abarot i apiać tym szutrem..." "...-Eto źle? - zdziwiła się Briżit. - Eto fatalnie! - odparła Mira, obrzucając swoją odpowiedniczkę oburzonym wzrokiem. - Owszem lubię...