Jesienne chłody i melancholijna atmosfera tej pory roku skłoniły mnie do poszukiwań książki pełnej ciepła, najlepiej z dużą dawką humoru. Tak to właśnie odkryłam "Lokatora do wynajęcia" oraz jego autorkę, Iwonę Banach. Nie ulega wątpliwości, że dostałam to, co chciałam. Uśmiech aż do teraz nie schodzi mi z twarzy. Powieść spełniła swoją rolę, zadziałała w stu procentach rozweselająco. Akcja toczy się w górskiej wsi Zawilec, nieopodal Zakopanego. Mieszkają tam dwie zwariowane staruszki oraz barwni, dość specyficzni mieszkańcy. Do domu obok wprowadza się Miśka ze swoim kolegą Noldim. Dziewczyna jest wynajętym lokatorem, do jej zadań należy dbanie o dom podczas nieobecności właściciela. Trudno jednak dbać o to, gdy na terenie posesji co i raz dzieją się niesamowite rzeczy, a sąsiadki robią wszystko, by zniechęcić lokatorkę do siebie, wsi i górskiego folkloru. W dodatku po krótkim czasie dochodzi do tajemniczego morderstwa. Z Krakowa przyjeżdża podkomisarz, aby znaleźć spra...