Ostatnio potrzebuję lekkich, odrywających od codzienności historii. Sięgając po powieść Matyldy Man chciałam się po prostu odprężyć, nie wymagałam nic więcej. Odprężyłam się, a także dostałam o wiele więcej niż się spodziewałam. Dawno już nie czytałam tak zabawnej książki. Bohaterka, Tośka dobiega czterdziestki i o zgrozo, mieszka nadal w domu rodzinnym, u boku matki i jej partnera. Stan singielki tak bardzo Tosi nie uwiera, bardziej uwiera jej bliskich. Oczywiście chciałaby kogoś mieć oraz założyć rodzinę, jednak jakoś nie ma szczęścia do odpowiednich mężczyzn. Rodzina i znajomi usiłują za wszelką cenę pomóc dziewczynie, dają jej rady, swatają. Dla nich stan biednej Tośki jest po prostu nie do zrozumienia, współczują jej z całego serca. Za każdym razem ta pomoc kończy się fiaskiem. Ciśnienie wywierane przez bliskich jest tak silne, że kobieta chwyta się wszelkich sposobów, by zdobyć męża. Zaczyna wierzyć, że jako czyjaś żona osiągnie szczęście, spełnią się wszystkie pragnien...