Przejdź do głównej zawartości

Ewa Carter, czyli żywe obrazy z kart kalendarzy

 Okładka książki Ewa Carter, czyli żywe obrazy z kart kalendarzy. Ewa Sosnowska Książka od początku zapowiadała się intrygująco; Ewa całkowitym przypadkiem nosi takie samo nazwisko, jak jej chłopak, Grzegorz. W dodatku nazwisko jest angielskie, a co za tym idzie, mało popularne w Polsce.

Kolejny przypadek, to ich urodziny przypadające tego samego dnia. Przeznaczenie? 

Być może.

Poznają się w szkole i od początku znajomości łączy ich przyjaźń, na dobre i na złe. Gdzie Ewa, tam i Grześ. Gdzie Grześ, tam i Ewa. Oczywiście, gdy zaczynają dorastać przyjaźń nabiera innego kształtu, by u progu dorosłości zamienić się, jakże by inaczej, w miłość.

Wkraczając w dorosłość, mierzą się z wyzwaniami jakie ze sobą niesie dojrzałe, dorosłe życie. Przeżywają różne rozterki, rozwiązują problemy. Zawsze mogą na sobie polegać, co więcej w dniu studniówki biorą udział jeszcze w innej uroczystości - biorą ślub.

Od tej chwili to samo nazwisko staje się naprawdę wspólne.

Książkę czyta się dobrze. Mimo jednak intrygującego początku całość już wydała mi się mniej frapująca. 

Żałuję, że problemy kolegów i koleżanek z klasy Grzesia i Ewy zostały potraktowane po macoszemu.  Myślę, że poświęcenie im większej uwagi, wniosłoby wiele do powieści.

Osoba Ewy, przyznam szczerze nieco nie irytowała. Jak na nastolatkę wydawała mi się bardzo dojrzałą, ale też zbyt pewna siebie, czasami wręcz butna. No nie polubiłyśmy się zbytnio. Natomiast, Grześ przekonał mnie do siebie  całym sobą. Był autentyczny w każdym calu.

Sposób prowadzenia dialogów w książce nie do końca mi odpowiadał. Nadmierne tłumaczenie każdej sytuacji, jakoś zupełnie mi nie pasowało:

"...Znowu wlazł mi do pokoju i zniszczył dyplom, który dostałam na koniec trzeciej klasy. Nie szkoda mi dyplomu jako takiego, ale to ostatnia rzecz podpisana przez panią Marysię przed tym, jak zwolniła się z powodu ciąży i wyprowadziła za granicę. Wiecie przecież, że przez to zmieniła nam się wychowawczyni. No i kto inny nas teraz matmy uczy. Że też, cholera, musiało to nastąpić w klasie maturalnej...

Ogólnie powieść oceniam pozytywnie, choć bez fajerwerków. Wiem, że książka zbiera dobre opinie, więc sądzę, że znajdzie mnóstwo zwolenników. Mnie nie porwała, ale to zupełnie subiektywne odczucie.

 


Komentarze

  1. Nie słyszałam wcześniej o tej książce. Póki co nie mam jej w planach

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również pierwszy raz czytam o tej książce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawie o niej piszesz. Może kiedyś do niej zajrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To raczej nie jest tytuł dla mnie, mimo że recenzja bardzo ciekawie napisana :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że nie do końca Cię porwała. O książce słyszałam, ale nie mam jej w planach. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kachna

Kachna jest młoda. Kachna jest pogubiona. Kachna jest zbuntowana. Tytułowa bohaterka jest dziewczyną z przeszłością  i to nie byle jaką. Wychowywana przez ojca dla którego była ważna tylko reputacja i kariera, popada w konflikt z prawem, na skutek czego trafia do poprawczaka. Po wyjściu na wolność nie potrafi odnaleźć się w świecie. Na szczęście pojawia się tajemniczy Karol, który niczym dobry duch zabiera ją do osady, miejsca niesamowitego, oderwanego od rzeczywistości a jednak jak najbardziej normalnego. Dziewczyna ma tam przebyć swoją resocjalizację, poukładać swoje sprawy. Pomóc ma jej w tym prowadzenie dziennika, w którym ma zapisywać swoje myśli, spostrzeżenia. Kachna na początku nikomu z mieszkańców osady nie ufa. Nie rozmawia z nikim oprócz Karola,lecz jej miłość do książek skłania ją do wizyty w miejscowej bibliotece. Tam zaprzyjaźnia się z Wolfangiem, który okaże się dla niej nie tylko bratnią duszą.Kachna dostrzega też, że pisanie sprawia jej pewną przyjemność. Od tego mome

Nabytki biblioteczne (131)

 Dawno nie chwaliłam się moimi zdobyczami. Nie oznacza to bynajmniej, że przestałam odwiedzać bibliotekę. Co to, to nie. Jednak jakoś coraz mniej czasu mam na wszystko, a ten poświęcony na czytanie mocno mi się skurczył. Nad czym bardzo ubolewam. Ostatnio jednak przytargałam kilka wspaniałości, więc spieszę z chwaleniem się: Paryż, 1940 rok. Trzy krawcowe próbują prowadzić możliwie normalne życie w okupowanym przez nazistów mieście. Każda z nich ma pewien sekret. Poraniona przez wojnę Mireille działa w ruchu oporu; Claire została uwiedziona przez niemieckiego oficera; Vivienne zaangażowała się w coś, o czym nikomu nie może opowiedzieć… Wojna zmusza trzy młode kobiety do podejmowania niełatwych decyzji, a skrywane tajemnice narażają je na ogromne niebezpieczeństwa. Przyjaciółki wspierają się, wierzą, że są wobec siebie lojalne, lecz czy nie grozi im zdrada? Czy przetrwają ten okrutny czas, a więzi między nimi pozostaną nienaruszone? Dwa pokolenia później Harriet, angielska

Lata miłości

Po ten tytuł sięgnęłam głównie dlatego, iż akcja rozgrywa się  w czasach gdzie królowały Dzieci Kwiaty.  A ja mam sentyment do hipisów. Na początku poznajemy Celeste, która stoi u progu kariery wokalnej. Wszystko w jej życiu kręci się wokół śpiewu.  I to ta chęć zrobienia kariery, zdobycia sławy częściowo zrujnowała jej życie. Tak przynajmniej sama sądzi. Podczas jednej z szalonych nocy  pod wpływem LSD bierze udział w imprezie. Poddaje się narkotykowemu zatraceniu i uprawia seks ze świeżo poznanym piętnastolatkiem, Theodore. Owocem tej nocy jest jej córka, Lana, którą wychowuje samotnie. Stara się trzymać ją jak najdalej od  świata muzyki, chociaż wie, że dziewczynka odziedziczyła po niej piękny głos.  Całe dzieciństwo wmawiała córce, że tylko nauką i wykształceniem coś osiągnie. Lana nie ma więc przyjaciół, ani żadnych przyjemności na jakie mogą sobie pozwolić jej rówiśnicy. Po latach, gdy dziewczyna staje się kobietą, do Londynu przyjeżdża on, Theodore. Teraz właściciel winnic na p